Dzisiaj miałam okazję obejrzeć wersję filmową opowieści, którą bardzo lubię i doceniam za to, co robi dla młodego czytelnika. Oczywiście mowa tutaj o utworze Aleksandra Kamińskiego, który poznałam już...sporo lat temu ;-) w szkole podstawowej. Pamiętam,że pytania do tej lektury miałam też na egzaminie wstępnym do liceum (tak, tak, kiedyś to decydowało o przyjęciu do szkoły średniej). Od zawsze bohaterowie tej historii byli wzorcami i autorytetami dla młodzieży- wspaniali synowie, świetni uczniowie, ambitni harcerze i odważni konspiratorzy. Ale do rzeczy...jaki to film? Otóż nietypowy, inny, znacznie odbiegający od treści książki. Wprawdzie widzimy tutaj okupowaną Warszawę, scenerię typowo wojenną, a w tle często słychać ówczesny przebój -Tango Nocturno- ale...
Już pierwsze kadry dają do zrozumienia, że reżyser miał swoją wizję, bo nie tak wyobrażałam sobie postacie Alka, Rudego i Zośki. Oglądający ze mną uczniowie chyba też: Rudy ma ciemne włosy, Zośka gra pierwsze skrzypce, a Alek zaginął w tłumie.No właśnie, ten ostatni u Kamińskiego wyróżniony poprzez ilość akcji i charyzmatyczną osobowość, w filmie schodzi na drugi plan, a szkoda. Nie wspominam już nawet o wątku jego miłości do Basi, bo go nie zauważyłam.
Rozczarował mnie także sposób pokazania udziału chłopców w Małym Sabotażu, bo na lekcjach poświęcamy temu sporo czasu, a w filmie to tylko krótkie epizody, migawki. Co prawda, współczesna muzyka jest świetna i dynamiczna (Łukasz Targosz), ale w tym momencie film nie jest już dla polonisty i jego uczniów tylko i wyłącznie cenną pomocą naukową, lecz staje się odrębnym tworem artystycznym z oryginalną wizją reżysera.
Dało się także zauważyć, że lwią część filmu poświęcono akcji pod Arsenałem, w której odbijano Rudego, a właściwie chodzi mi tutaj o drastyczne sceny przesłuchań Janka Bytnara. W moim przekonaniu aktor grający tę rolę ( Tomasz Ziętek) zdecydowanie się wyróżnia, oczywiście na plus.Nie da się ukryć, że twórcy filmu zrobili wszystko, żeby jak najbardziej realistycznie pokazać męki Janka. Muszę przyznać, że te opisy czytane na lekcji zawsze wywoływały w uczniach szok, ale Paweł Edelman jako operator zdjęć poszedł dalej i nie szczędził krwawych ujęć, oj, nie szczędził. A może dlatego, że współczesna młodzież jest przyzwyczajona do tego rodzaju scen? Kto wie. Kątem oka widziałam jednak, że moi uczniowie mieli już dosyć, o nadwrażliwcach nie wspominając. Była nawet taka scena, w której obmywano Bytnara z krwi, a mnie od razu przyszła na myśl wizja Pana Jezusa zdjętego z krzyża. Może taki właśnie był zamiar reżysera- porównać tego młodego męczennika do Syna Bożego...
Tyle o moich pierwszych odczuciach po obejrzeniu filmu. Ogólnie muszę stwierdzić, że wersja Roberta Glińskiego mnie nie do końca przekonuje, może dlatego, że Jan Komasa w tym samym czasie wyreżyserował swoje świetne "Miasto 44", ale mam nadzieję, że inni widzowie będą nieco łaskawsi w swoich opiniach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz